środa, 28 czerwca 2017

Władczyni Much

Część pierwsza: Władca Much

Niechaj nikt nie waży się wyłamać bram
Naszej kochanej królowej białych szram
Której jedynymi plonami będzie zgorzknienie i echa chaosu
Spowodowane przez niewolników z Laosu
Co bez pytania są na każde skinienie tego dziecka
Nie zważając na to, że to polityka antyradziecka
Nie można wybudzić jej z wiecznego snu
W galerii cieni niewybaczalnego czynu
Który przysłania wszelkie nowe metropolie
Zbudowane na ruinach przez melancholie
Nad wszelkim cierpieniem oraz bólem
Gdzie zakopane jest świadectwo pod Kremlem
Nieszczęsnej krainie dotkniętej chorobą
O ziemiach zalanych szkarłatem i bombą
Cała ludzkość pokłonie się przed potęgą jej dłoni
Co cały nieszczęsny glob przysłoni

Białe tango

Czy ja widzę rumience na Twojej twarzy?
Czy ukrywasz coś między swymi słowami?
Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś tutaj?
Czy boisz się utknąć z kimś tak na stałe?

W stawie pięknych kaczątek

W końcu Cię odnalazłem 
Sprawiasz mi ból w sercu
Wpompowując tyle tego
Co jest dla mnie świtem

środa, 31 maja 2017

Ułomny świat materialny

Popatrz proszę w oczy tych bogobojnych zawistników  
Karm się ich strachem przed odwiecznie skrytą prawdą
Unieś swój miecz wysoko ku górze, ku własnemu niebu
Klęskę nie łatwo na siebie przyjąć, bóg tak przecież chciał

Ostentacyjna nieprzychylność

W czeluściach ciemnej piwnicy
Gdzie rysuje swój pentagram
Obserwuje jak buduje się mur
Słyszę zewsząd słowa błogie
Murzynów i katolików na stos

Infinityzm tragizmu

Kiedy nadejdzie mój kres i spotkam ją
Poważną, skostniałą i w czerń odzianą
Zapytam szczerze co w mej głowie szuka
W snach wcześniej mi niezapowiedziana

niedziela, 16 kwietnia 2017

Zmierzch Bogów

Tak jak smutek zamienia się w szczęście
Miłość ogarnia każdego skostniałe serce
Rozwiewa me nadzieje w atomowym pyle
Usłucha zarówno młodych, jak i starych

Wieloraka życiowa intencjonalność

Dlaczego tak tu strasznie zimno?
I dlaczego czuję, że jestem sam?
Zniszczony przez to, co stworzyłem
Zlękniony przez to, co zrodziłem

Ryczący sprawca burzy

Nadchodzi wieczna noc
Poczerniało całe niebo
Wzmaga się zimny wiatr
Niebiosa rozdzielają się

wtorek, 28 marca 2017

Kwiat pustyni

Księżyc złapał w objęcia najjaśniejszą z gwiazd 
Chcąc zalać purpurą bladą od słońca ziemię
Byle oderwać pokolenia od szokującej z prawd
Brak schronienia dla tych, co wciąż trzeźwo myślą
Cień niby sroki, a pana Golda widnieje stempel 
Czy to ludzkim zwłokom podaje rękę, by powstały
Czy to nienarodzonemu dziecku nóżkę wyrywa?
Jak wiele bieli mimo datków purpury zażądało 

Pozory minionych czasów

Patrzę na nasze wspólne zdjęcia
Upamiętniające przeszłe chwile
Podążasz gdzieś tam tak daleko
To niemoc twórcza, piekło moje

Zwiędnięty ogród

Wszystko zatrzymuje się i umiera 
Umierają drzewa, umierają ptaki
Usycha kwiat, czernieje niebo
Ręce bolą, nogi odmawiają

środa, 22 lutego 2017

Oddech blaknących barw

Gdzieś tam pośrodku
Wciąż w cieniu skryta
Mrok swój ukazuje
Potężniejszy niż lęk
Zabiera mi całe światło
Upadam kolejny raz

Jałowa bezsilna jesień

Jestem po prostu sobą
Totalnie bez pomysłu
Trochę w sumie uległym
Jestem osieroconą łzą
Uronioną przez kłamstwa
I to spojrzenie nienawistne
Jestem razem z Tobą

Boska zgryzota

Śmierć, krew, ból, łzy, krzyk, ogień
Ta cała wściekłość mnie rozsadza
Smętne i ponure stare kamienice 
Tu już zabrakło młotów i bandaży
Potrzebuję wejść trochę wyżej
Ponad ustawione zewsząd mury
Stąd tylko umierający świat dostrzegam

czwartek, 2 lutego 2017

Za mały pisior

Dla syrenki za cienki, zostaw proszę w spokoju moje spodenki
Nie obchodzą mnie panienki, nie przebierzesz mnie w sukienki
Nie czekaj aż oderwie się mój ogonek, działaj błagam bez kajdanek
Dość mam już bzykanek, słodkich pianek, a nawet cichych macanek

Ciche łzy

Zostawiając swe status quo niezmiennym od lat
Poczynia się samoistne samobójstwo na sobie
Idąc ulicą widzi się wesołe twarze pełne sympatii
Lecz żadna z nich nie dosięgnie swych marzeń

Drzwi do piwnicy

Siedziałem tak na parapecie
I słuchałem dźwięków nocy
Robię to już dłużej niż żyję
Puszczam tak kolejny dymek
Czasem myśląc, czy przyjdziesz
Czy znów sam tu będę siedzieć

środa, 25 stycznia 2017

Błędne koło

Kończy się nasz czas, brak ratunku
Nie ma zrozumienia, czegokolwiek
Twoja nienawiść niezwykle mnie boli
Chcę Cię zobaczyć, wreszcie poczuć
Zupełnie przestałem Cię obchodzić
Gdybyśmy tylko zaczęli oboje od nowa
Przypomnieli sobie to, jak nam było

Milczący bracia

Raz kochanek chciał źle uczynić swojemu bliźniemu
Nie trwało chwilę, gdy ten drugi zdołał czmychnąć
Szukali go przez góry i lasy, posłali wściekłe psiaki
Ale ten nawet zaskoczony nie był tym widowiskiem
Chciał tylko powrócić do swojej ukochanej mamusi
Tej czarnowłosej okrągłej prostytutki, co tania jest
Lecz nawet stary ksiądz nie chciał pomóc w sprawie
A był to przecież jego własny pierworodny synalek

Modus vivendi

Przebalowałem już wszelkie barachło
Ale czczę ich poddańcze usługiwanie 
Hordy aspirują do słania poselstwa
Lecz tylko garść jest tu sprawiedliwa

sobota, 21 stycznia 2017

Uczta żywiołów

Pomocy kwiecista kobieto
Siedzę już na swym łóżku
Przestań bawić się włosami
Porozmawiaj w końcu ze mną
Nie myśl o niczym już tej nocy
Zbyt dużo lat już nam przeminęło
Dotykam Cię swymi ciepłymi łapkami
Szukam Twej dłoni - porozmawiajmy

Platoniczna tortura

Patrzę prosto w Twoje piękne oczyska
I widzę na własne oczy, że to prawda
Toż to kobieta dobra, lecz kobieta zła
Nie jest całkowicie tą, którą wydaje się być

Effeuiller la marguerite

Zabawa uczuciami to bardzo stara gra
Nie jest trudno w nią z kimś grać
Wystarczy powiedzieć co on chce
Na spokojnie, tak aby łyknął ćpunce
Tak, by znów zapanowała ciemność
Jak co każdą noc, kiedy myśli o Tobie

środa, 11 stycznia 2017

Chłopiec z Burslem

To było rok temu kiedy zmarł guru
Bardzo lubił w młodości automaty
Często pożyczał funta do piątku  
Teraz wraz z szatanem dzieli wokal

Niejednoznaczna alegoria rozkoszy

Widzę, że nabrałaś wreszcie trochę ciepłych kolorów
Nawet nie wiesz jak dobrze się czuję na tym spływie
Choć nienawidzę robić zakupów na wysokich butach
Nie na widoku spojrzeń czuję się najprawdziwiej sobą
Gdybyśmy tylko tak robili zakupy w supermarketach
Oni są tak bardzo chętni, by oddać nam wszystko

Niżnik nierządu

Posyła w moją stronę nieładne słowa
To nie jest czas na takie zachowanie
Nie jesteś panem wszystkich gwiazd!
Jesteś jedynie maleńką iskierką życia

piątek, 6 stycznia 2017

Na kruchym lodzie

Za mną już rozciąga się widmo pożogi 
Widzę jak moje słońce zachodzi
Ucieka lub poddaje się mimo swej potęgi
I tak myślę o najwspanialszych chwilach
Których dokończyć nie zdążyliśmy
To pewnie tylko cicha paranoja
Lecz w powietrzu wyczuwa już się
Zgrozę samotnych dni w mej matni  

Drżenne majaczenie

Pije, bo jestem spragniony
Lecz... bardzo często też
Pije dlatego, że jestem samotny
Nie mam teraz innego wyboru

Tęsknota

Och, gdzie ona jest?
Pozostało tyle wspomnień
Dręczące w snach oblicze
I pogłębiająca się tęsknota

czwartek, 5 stycznia 2017

Anatomia potrzeby

Psie, jak długo jeszcze tak będzie?
Psie, dlaczego jestem taki sam?
Psie, przecież jest tylu ludzi, lecz czuję, że ich nie ma
Kurwa, psie, kim oni są?
Psie, czy powinienem stąd uciec?
Psie, czy powinienem na stałe ze świata odejść?
Psie, czy to bardzo boli?
Kurwa, psie, jaki jest mój cel?
Jesteśmy tutaj tylko my, i tylko Ty słuchasz i wciąż jesteś
Starasz się, aby moje senne mary odeszły
Lecz na mój ból nic nie pomoże
Pomóż komuś innemu, tyle piesków głoduje 
Może Cię nie przytulą, lecz zawsze będą
Ja jednak potrzebuję czegoś więcej 
Kurwa, psie, jest mi tak zimno, a Ty tylko patrzysz
Psie, jest jakaś bezbolesna i szybka śmierć?
Psie, myślisz, że to najlepsze wyjście dla mnie?
Psie, czy naprawdę mam się poddać?
Kurwa, psie, jestem tylko wrakiem
Przytulam Cię zawsze, szkoda, że Ty nie rozumiesz
Potrzebujesz mnie bardziej niż myślisz
Jeżeli w ogóle potrafisz chcieć
Chcę trochę ciepła kogoś bliskiego
Takiego samego jak ja Ci daje
Nie chcę wiedzieć, gdzie byłeś 
Mimo, że cały brudny jesteś
Kurwa, psie, chcę się po prostu przytulić

Papierowe miasta

Dzień, w którym Cię poznałem
Był czasem wyjścia z okopów
Żaden kieliszek nie zgasi pragnienia
Mimo wszelkich oklasków tłumu
Pamiętam ten dzień, jakby wczoraj
Osiadłem na mieliźnie, pusty
A obietnice składane były całą noc
Składane jak papierowe miasta
Przez myśl przechodziły kłamstwa
I ani czarne, ani białe nie przeszło
Wiesz, że bardzo Ciebie potrzebowałem
Nie sądziłem, że nic nie mogę jednak zrobić
To było jasne, że jestem kompletnie nikim
Teraz znów tracę wartości dzień po dniu
Gdy się odwracasz, umiera część mnie
I nie zmieni tego nawet zapewnienie
Że to tylko sytuacja tymczasowa
Ty i ja jesteśmy zmienni jak pory roku
Zabójczy jak wschodni terroryści
Ale czy aby na pewno wobec siebie lojalni?
Przebudziły mnie dziwne głosy w głowie
To było znów puste łózko o poranku
A przecież gdy patrzyłem w Twoje oczy
Nie widziałem w nich nieszczerości
Dlaczego więc to wszystko się stało?

Błąd systemu wolnej woli

Chodziłaś do szkoły rok lub dwa
Szybko stwierdziłaś, że to nie bajka dla Ciebie
Uważasz, że wiesz i widziałaś już wszystko
Odchodząc z domu wbrew woli matki
Myślałaś, że zajdziesz daleko
Lecz cofnęłaś się tylko do tyłu