piątek, 6 stycznia 2017

Na kruchym lodzie

Za mną już rozciąga się widmo pożogi 
Widzę jak moje słońce zachodzi
Ucieka lub poddaje się mimo swej potęgi
I tak myślę o najwspanialszych chwilach
Których dokończyć nie zdążyliśmy
To pewnie tylko cicha paranoja
Lecz w powietrzu wyczuwa już się
Zgrozę samotnych dni w mej matni  

Urywający się łańcuszek zdobiący szyję
Co powstrzymuje innych od Ciebie
Tak często niespodziewanie pęka
I nagle kolejny dzień zaczyna się
Słońce znów majaczy na wschodzie
Lecz będąc księżycem mało jest czasu
By chociaż poczuć ciepło gwiazdy
Może po prostu nade mną wisi klątwa

Tak jak pamiętnego ostatniego dnia
Gdy wszelkie hamulce nam puściły
I odeszliśmy oboje z dnia na dzień
Strach rozciągał się w nieskończoność  
I już nigdy nie usłyszę Twojego głosu
I już nigdy nie zobaczę Twojej twarzy
Szczęście to tylko chwilowa ułuda

Obserwując zewnętrzny świat
Widzę tyle ukrytych skrycie łez
Zakrytymi pod maskami szczęścia   
I w końcu mój umysł pojmuję
Że nie jestem w tym całkiem sam
Zabójcza miłość i słodka nienawiść
Dalecy bliscy i bliscy dalecy
W obliczu końca wszyscy płaczą

2 komentarze: