środa, 22 lutego 2017

Oddech blaknących barw

Gdzieś tam pośrodku
Wciąż w cieniu skryta
Mrok swój ukazuje
Potężniejszy niż lęk
Zabiera mi całe światło
Upadam kolejny raz

Jałowa bezsilna jesień

Jestem po prostu sobą
Totalnie bez pomysłu
Trochę w sumie uległym
Jestem osieroconą łzą
Uronioną przez kłamstwa
I to spojrzenie nienawistne
Jestem razem z Tobą

Boska zgryzota

Śmierć, krew, ból, łzy, krzyk, ogień
Ta cała wściekłość mnie rozsadza
Smętne i ponure stare kamienice 
Tu już zabrakło młotów i bandaży
Potrzebuję wejść trochę wyżej
Ponad ustawione zewsząd mury
Stąd tylko umierający świat dostrzegam

czwartek, 2 lutego 2017

Za mały pisior

Dla syrenki za cienki, zostaw proszę w spokoju moje spodenki
Nie obchodzą mnie panienki, nie przebierzesz mnie w sukienki
Nie czekaj aż oderwie się mój ogonek, działaj błagam bez kajdanek
Dość mam już bzykanek, słodkich pianek, a nawet cichych macanek

Ciche łzy

Zostawiając swe status quo niezmiennym od lat
Poczynia się samoistne samobójstwo na sobie
Idąc ulicą widzi się wesołe twarze pełne sympatii
Lecz żadna z nich nie dosięgnie swych marzeń

Drzwi do piwnicy

Siedziałem tak na parapecie
I słuchałem dźwięków nocy
Robię to już dłużej niż żyję
Puszczam tak kolejny dymek
Czasem myśląc, czy przyjdziesz
Czy znów sam tu będę siedzieć