środa, 28 września 2016

Pragnienie

Trzymała pod łóżkiem
Bez tchu chłopczyka
Zabawiła się z nim
Lecz teraz martwy leży
Jego matka na krześle metr dwa stąd
Na pograniczu życia i śmierci
Jego brat nagi, zimny, spoczywa bez cnoty na łóżku
Ludzie, to tylko zabawa!

Hegemon pryncypał

Żywy bądź martwy, cóż za różnica? Tam i tak nic nie ma
Stąpam lekko po ziemi, dławiąc się kolejnym dzwonem
Niebiosa puste, ale sługi knują
Powoli robactwo zniewalając
Czyszcząc wszelaki brud
A tu tysiąc lat wiary w cud

Lekcjonarz owieczek

Stój, kochasz mnie mała? Piskle z Ciebie apetyczne
Zostanę Twoim utopijnym domkiem z kart
Sennymi marzeniami esów-floresów ściętej głowiny
Ostatnią deską ratunku, by wyrwać Cię z degrengolady
Stój, kochasz mnie mała? Zostanę anielską maszyną
Wejdź w mój umysł – ależ tam kolorowo!

wtorek, 27 września 2016

Trzoda chlewna

Wzywam Cię!
Rumiany onkos
Hiobowy lajbik
A gdzie famurały?
Wędruje wzrokiem
Po nawilgłej Pani
Przyszłaś mnie zbawić?
Podaj mi dłoń i wejdź
Skamlę, więc nakarm mnie

Wspólnota antychrysta

Skanduj! Skanduj! Skanduj! Skanduj!
Skanduj mnie, dziwko!
Pan rozkoszy, książę pożądania, plugawiec zmysłów!

Symfonia uciechy

Jestem wolny – jestem jutrem
Jestem człowiekiem ze szpicrutą
Jestem nieobliczalny
Zwą mnie Aberracja
Jestem kapitanem tego statku

środa, 21 września 2016

Ślepcy

Podążając za swoimi aspiracjami, będąc wolnym, lądując na trzech łapach po upadku
Jak można dożyć do pierwszego? – mówią
Ucząc wolę, tworząc myśl – o złotym skowronku mknącym ku porankowi w sercu wiosny
Niechaj postradają zmysły, niechaj odwodzą, niechaj wreszcie się odpierdolą
Niechaj poczują, jak to jest żyć, jak to jest być sobą, jak to jest kochać tych, co zasługują
Niechaj walą pięścią, niechaj się dygoczą, niechaj się położą krzyżem i zdychają…

Piekło

Co by mogło być
Gdyby po drodze ciernistej stąpać mi nie przyszło?
Byłbym tu, a może gdzieś indziej?
To sprawa dla każdego, kto żyw
Pamiętam o tym, co jest – nie co było
Za mną tylko opustoszałe szlaki pełne chimer
Oplecione mirażem pory śniegu
Jakby gawiedź wodzona prymem ku brauzy bez kropli

Żuczek

Odpowiedz mi szczerze, powiedz dlaczego wszystko mija?
Czy stąd bojaźnie?
Czy to moja zbrodnia? A może nasza wspólna?
Albo po prostu za dużo pragniemy od życia?
Dlaczego patrząc na Ciebie widzę osąd w twych ślepiach?
Gdybyś nie potrafił tak zręcznie wychodzić z opresji
Moja rzeczywistość wciąż za barierą by była
Ale teraz ona mi nie potrzebna
Bo tam, na wzgórzu, gdzie klucz do chęci zakopany
Tych, co wszystkich mogił utopistów nie zliczyli
Czy cokolwiek zmienili? My zmienimy?
Okrągłe okulary, cóż uczyniliśmy o co bojowaliście?
Co my z siebie zrobiliśmy
Mam ochotę wrzeszczeć, drzeć się, grzmieć
Na Tych wszystkich, którzy obiecali
Żuczku, cóż my zrobili?

piątek, 2 września 2016

Miłość


Przyszłaś do mnie w najczarniejszej z nocy
W zasłoniętym straconą przeszłością wnętrzu
Mój umysł stracił głowę
Na ognistą wodę, na wędrówkę
Jest tak wspaniale, przejdźmy na następny poziom
Nie pozwólmy, aby zmierzch zbyt szybko zapadł

Nowy dzień


Pozwól mi spojrzeć w Twe oczy
Chcę zobaczyć głupca klękającego u Twych bram
Księżyc oświetlił mi Cię
A teraz spowił w czerń

Śmiech


Wyobrażenie życia śmiechem po sali się toczy
Diabeł piekielny swe ząbki ostrzy
A sens świata zatracony się staje
Śmiać mi się chce patrząc w swój cień
Cały czas prawdziwe nie prawdziwym się staje
Zainteresowanie, spotkanie, a potem pierwsze danie
Pierwsze kolory
Pierwszy rachunek
I krąg dusz rozlicza swój pocałunek