niedziela, 19 lipca 2020

Bankiet wysuszonych ciastek

Bądź, chciałbym abyś była obok.
Napiszemy smutną baśń 
i spróbujemy się tym nie udławić.
Tak tworzy się nasza rozmowa.

Prześwity radości

Nie, nie chcę iść.
Nawet o krok nie pójdę.
Potrafię płakać na boku
i
zanurzyć rękę w potoku.
Nieszczęśliwie trwać przy Tobie
 w tym chaotytcznym natłoku.
Myśli i marzeń wszelakich.
Tylko bez smutku pójdę dalej.

Zamyślona niekompletność

Gdy pomyślę o idiotycznej tęsknocie,
za tym jak powinno mi być dobrze, gdy
obok jesteś. Dopada mnie wtedy ochota,
by przemyśleć naszą niepełność.

sobota, 11 lipca 2020

Ludzka wtopa

Chodzi
my
nad
pod
nam.
Tam na dole, 
halo.
Coś świeci.
Ktoś pali,
a inny pije.
Folwark zwięrzęcy.
Tylko 
jakby
zwięrząt tu brakuje.
Miejski moloch
dziś znów taki sam.

Prawda z błogich snów

Podniecony.
To kolejny sen
ze zdumionymi
o dziwnych.
Nadchodzi czas.
Obracam się na drugi bok.
Sny to cały ja.
Mężczyzna z odzysku.

Dwie strony

Nadchodzi w końcu jesień.
Jednak niektórzy martwią się,
czy kiedyś nadejdzie ich wiosna.

niedziela, 5 lipca 2020

Kolor z chaosu

Nie potrafię zapamiętać snów.
Tak długo to już trwa,
że już się zastanawiam:
czy to ja taki jestem, czy dzięki Tobie
bury chaos nabiera koloru.

Deprywacja ogrodzenia

rozglądam się
nałogowo
odruchowo
szukam spełnienia
na byciu ku górze
w niebieskich oczach
w lasach
szukam odpowiedzi
w powiewach wiatru 
w wielkim lustrze
Gdzie się schowałaś?

Waga płaczu

na tym świecie najlepiej iść skrótami
więc lepiej założyć coś na twarz
nauczyć się przed lustrem uśmiechu
skryć najpiękniejsze oczy w fałszu
uczcić kolejne tysiąc spojrzeń
byle być ekspertem od zatartych ran
i krótkich zdań
a to że czasem płacze
jest po prostu dla wyrównania wagi

czwartek, 2 lipca 2020

Obiekcje przed oporami

nie myśl o mnie źle
potrafię naprawdę wiele
czyny często błędne
nieporadny z codzienności 
zamknięty w skorupie życia
chcąc przekazać wyjaśnienia
że istnieją niepoprawne zdarzenia
które we wnętrzu ciebie trzymają
naginają rzeczywistość 
sączą do ucha zwątpienie
ciągłe podejmowanie decyzji
zmęczy nawet
chodzenie z tobą
nie wątp więc we słowa
które nigdy nie usłyszysz

Kukła

uklepuje wypukłości
rękoma nie do końca moimi
wszystkie niedociągnięcia
chowam przed prawdą
fiksację we łzy zamieniam
zamykam buzie
byle nie speszyć
i próbuję po prostu
kochać

Pewnego razu na parapecie

Kompletnie nowe gwiazdy
niektóre szpetne, inne grube, a reszta kompletnie nieznana
ubrana przez chmury niczym dziecko w biały atłas 
delikatny blask i iglaste kapelusze na ich główkach 
podążają tak przez niebo z nieskrywaną zadumą 
połykają resztki, ochłapy wyrzucone przez większych
uwagę mą zwróciły również te stare gwiazdy, zapomniane
te, które szpeciły kiedyś, a teraz odeszły na dalszy tor
ich twarze już nie takie same, czasy się zmieniły nie do poznania
czy to nie przypadkiem jedna z tych gwiazd, którą kiedyś spotkałem?