czwartek, 2 lipca 2020

Pewnego razu na parapecie

Kompletnie nowe gwiazdy
niektóre szpetne, inne grube, a reszta kompletnie nieznana
ubrana przez chmury niczym dziecko w biały atłas 
delikatny blask i iglaste kapelusze na ich główkach 
podążają tak przez niebo z nieskrywaną zadumą 
połykają resztki, ochłapy wyrzucone przez większych
uwagę mą zwróciły również te stare gwiazdy, zapomniane
te, które szpeciły kiedyś, a teraz odeszły na dalszy tor
ich twarze już nie takie same, czasy się zmieniły nie do poznania
czy to nie przypadkiem jedna z tych gwiazd, którą kiedyś spotkałem?

Zastanawiam się
czy aby to ja na pewno?
ona nie lubiła mojego nagiego ciała, raczej nic nie lubiła
może czasami jak udawałem kogoś kim nigdy nie byłem
wyglądam wtedy tak niewinnie i przyjaźnie, taka inna gwiazda
lubiłem kiedy mogłem potrzymać ją za rękę, czy było to tego warte? 
lecz ona zarzucała, że to tylko sen, a gwiazdy są tylko na niebie

Spoglądam co jakiś czas na inne gwiazdy, rozkoszuje się ich widokiem
póki jeszcze mają swój blask, póki nie zgasną wszystkie, póki mogę
sięgam wzrokiem ku następnej i następnej
uznała, że to chore, ale to były tylko pomówienia, bo gwiazdy są piękne
nie muszę dla nich wyglądać inaczej niż zwykle, przebierać się i ubierać
ani uśmiechać się, kiedy nie mam do tego powodu, ani chęci
ileż bym zrobił dla poczucia bezkresnej miłości i bezokazyjnej troskliwości 
stopy mam na parapecie, ale głowa jakby kompletnie gdzie indziej była
chwila słabości i myśl, że nie jestem wymarzonym człowiekiem z gwiazd
sięgam po paczkę z papierosami, dopalając co jeszcze mi zostało
pora myśleć dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz