Część pierwsza: Władca Much
Niechaj nikt nie waży się wyłamać bram
Naszej kochanej królowej białych szram
Której jedynymi plonami będzie zgorzknienie i echa chaosu
Spowodowane przez niewolników z Laosu
Co bez pytania są na każde skinienie tego dziecka
Nie zważając na to, że to polityka antyradziecka
Nie można wybudzić jej z wiecznego snu
W galerii cieni niewybaczalnego czynu
Który przysłania wszelkie nowe metropolie
Zbudowane na ruinach przez melancholie
Nad wszelkim cierpieniem oraz bólem
Gdzie zakopane jest świadectwo pod Kremlem
Nieszczęsnej krainie dotkniętej chorobą
O ziemiach zalanych szkarłatem i bombą
Cała ludzkość pokłonie się przed potęgą jej dłoni
Co cały nieszczęsny glob przysłoni
W ogrodzie oliwnym siedziała kobieta z księgą
Zawsze jest posłuszna złożonym zawczasu przysięgom
Nerwowo rozglądała się dokoła, bo wina rosła w jej sercu
Dawno temu zostawiła ciekawość na ślubnym kobiercu
Niebezpieczną decyzję miała do podjęcia
Która przez śmiertelników była nie do pojęcia
Ze wszystkich stron dochodziły słowa i wizje
Rozwiązane na zawsze, teraz powracają - żołnierskie dywizje
Bez żadnego oczywistego powodu kobietę wciągnęło
Rządzenie losu wreszcie i ją niewinną dosięgnęło
Odnalazła pokój, w którym nie była obeznana
I nagle okazało się, że mimo uznania, jest nieokiełznana
Bez żadnego oczywistego powodu kobietę wciągnęło
To, co w burdelu ją najbardziej do siebie pociągnęło
Nie zauważyła, że… księga miała fakturę z ludzkiej skóry
Ze wszystkich dostępnych szukała właśnie tej bez cenzury
Siedziała sama pod osłoną nocy
O samiutkiej czarnej północy
Słaby przebłysk księżyca oświetlił teren
Gdy otworzyła gwałtownie księgę niczym omen
Działaj duszo, gościu w ciele
Niczym najlepsi uwodziciele
Niech jednak nikogo nie zwiedzie fałszywa religia
Prawda będzie twą wymówką do zabarwienia
Działaj więc duszo, bo twe ciało umrzeć musi
Jak niegdyś Twej najukochańszej mamusi
Lecz dla tych, co poszukują wieczności
Wibrowania bez sprośności
Dla tych, co pragną dobrobytu
Nie ma żadnego pobytu
To akt zdrowego rozsądku
Ku pozbyciu się nieporządku
Ponad ludzkość to zabierze
I nigdy więcej już nieodbierze
Och, pierdolona w dupę dziwko, co
Tego więźnia żądzę poznasz izbico
Stąpasz tam, gdzie sam bóg ludzi chlasta
Wkrótce poznasz sędzinę, co jest cebulasta
Chowaj prędko swą aureolę i medale
Jebany pedale!
Wychodzi to z poza jej kontroli
W obłędzie nie da więcej patroli
Niegdyś skradziona jej wolność
Teraz zdesperowana brutalność
Uwalnia się ze swego gniazda
Taki jeden wielki chuj i pizda
Od początku lubującej chędożycie
I tak poczęło się w niej życie
Gdy w galerii narodził się On - ANTYCHRYST
Największy cud tej ziemi, całkowicie nowy Piast
Uwielbi go królowa jak każdego innego mesjasza
Szlachetnie w atłas go okrasza
Od chwili narodzin ludzkości oblubieńca
Do nikogo niepodobnego odmieńca
Nastąpił pierwszy szkarłatny świt
Lecz rąk w tym nie mieszał żaden wit
Ci, co szukają orgazmu
Nie stronią od sarkazmu
Ci, co poszukują dzieci
To zwykli współcześni sowieci
Jeden akt zdrowego rozsądku
Zbawi w tym nieporządku
Schowane na widoku, czekało na swój czas
Posiadło maskę węzą, nie śpiąc dotychczas
I każdy, kto spoglądnął na nowo narodzonego
Nie spodziewał się złota wszędzie cenionego
Ludzie byli ślepi na delikatną z ich strony kontrolę
Codziennego życia, gdzie każdy gra swoją rolę
Z braku powodu, by podważać to niewinne życie
Wszyscy go w rządku pod ołtarzem akceptowaliście
Lecz jeden umysł wystąpił spośród tłumu
Choć spokojny z początku - szukał rozumu
Nie wierzył w nasze szykowane przeznaczenie
Wysłuchał przepowiedni dziewcząt, co lubiły dupczenie
PIERWSZA PRZEPOWIEDNIA:
Zaczęło się od planety zalanej przez krew
Żadnego spokoju, szczęścia - tylko ludzie w komorze
Jedno nie wyróżniało się od drugiego
Bez kwiatów zwiastujących kolejną porę - nikogo bezrogiego
Nie było już zwierząt i zieleni
Wszystko przykrywali zastrzeleni
Przez przekleństwo niepowstrzymanej czerwonej powodzi
Wszystko bezpowrotnie zamarło i nikt nikogo już nie zwodzi
DRUGA PRZEPOWIEDNIA:
Nim jednak to wszystko nastanie
Nastąpi wszelkich koncernów bratanie
By po chwili
Pozostały tylko dwa pochłonięte pojedynkiem
Jeden walczyć będzie czysto pocałunkiem
Drugi zaś na wskroś dzieciolubnym bzykankiem
Zwaśnią się gdy słońce będzie wysoko na niebie
Zapatrzeni bez końca w samych siebie
Nie będzie tam miejsca na błąd
Bowiem prowadzić się będą donikąd
Nie wiedząc, że nikt tego pojedynku nie wygra
Robiąc miejsce dla naszego antybohatera
Wszelkie zasady zostaną haniebnie złamane
Jeden przez drugiego będzie szukał dziur, co są rozdymane
Pomimo rąk wyciągniętych wysoko w geście pokoju
Nie zażegnął szerzącego się niepokoju
Wtenczas Antychryst zaatakował od tyłu
Wszystko w imię chwalebnego mszału
Pozostawiając co ważnych zabitych lub ślepych
Nastąpiła rzeź tych, co lubują przepych
Nikt nie mógł podarować prostym oraz złotym
Gdy krwawe ostrze cięło mięśnie i kości klonowatym
Trwało to przez wiele, wiele mroźnych atomowych zim
Od szalonej napaści padali strumieniem bialuśkim i czarnuśkim
Do zmroku jedyne, co pozostało
To echa śmierci i dziecko niewinne, co na lewo i prawo czerwienią chlustało
TRZECIA PRZEPOWIADNIA:
Obraz wojny i dzikich dywizji
Wszystko rejestrowane na wizji
Armia zbawców maszerująca na śmierć
Świadoma tego, że to już ostatnie z natarć
Przybyli na pole, szerokie i okazałe
Ciche - jeszcze niestrupieszałe
Gdzie sięgnąć okiem rosły stokrotki
Przypominające TĄ jedyną i gilgotki
I posnęli powoli, acz pewnie
Tak jak z domu wyniesieli - modlitewnie
I tak leżeli pozbawieni siły woli
Czekając aż ich stokrotka wyzwoli
Trzy przepowiednie dziewcząt z ulicy
Gorzkie ostrzeżenie przed tym, co szykują katolicy
Niewinne dziecię, nie może urosnąć, by stać się silnym
Wolny umysł patrzył jak świat nie jest w zagrożeniu miejscem stabilnym
Więc otulony ciemnością nocy podkradł się tam
Gdzie Antychryst spokojnie spał w ukryciu bez bram
Ruszył w kierunku legowiska dziecka
Pochylił się, po czym zaczął się modlić znienacka
Modlił się o przebaczenie za to co uczyni
Wpatrywał się tak w dziecię niczym syn skrytobójczyni
Nie mógł jednak stworowi zadać ostatecznego ciosu
To było tylko niewinne dziecko obtulone w kocyk z atłasu
I zerknął mężczyzna w oczy dziecka
Biła z nich dawno zapomniana ojczyzna
Okryło go to niepewnością i rozpaczą
Jak wszystkie kobiety, które na jedno jego spojrzenie się przed nim rozkraczą
Nie znaleziono żadnej przyczyny, ani winnych karą nie obarczano
Nikt nie spodziewał się, że jego umysł niejawnie osaczano
I że dziecko na wieki, wieków pozostałyby tajemnicą
Doskonale ukryte przed światem pod głęboko zakopaną trumnicą
Siedem dni stworzenia zawsze wydawały się całkiem normalne
Mimo, iż całuny oszustwa były dla kościoła nieoptymalne
Zmienili dziecko nie do poznania, lecz rdzeń pozostał ten sam
I tylko w oczach prawdę widać było oraz złowieszczy derkam
Przesłanie mogło być wyraźnie dostrzeżone
Lecz żadne kobiety nie zostały na czas ostrzeżone
Blask wszechświata odbijał się w dziecka spojrzeniu
A bliscy poddawali się hipnotycznemu gaworzeniu
Rosły podejrzenia, to nie potrwa to zbyt długo
Ale żaden człowiek nie dostrzegał nic erotycznego
W żądzach tego małego niewinnego więźnia
Który lubił chadzać tam, gdzie aniołów odbyła się rzeźnia
Wkrótce przyjmie pierwszego sędziego
Lecz szczerszego niż betlejemskiego
Często z ust do ust przechodziło pytanie
Lecz odpowiedzi bali się nawet mahometanie
To były sądy, które głupi nie wygłaszali
Lecz każdemu dobremu i mądremu doradzali
Najchętniej to po prostu by wszystkich popowieszali
A nierozważne dziecko dalej poruszało na szachownicy figury
Dopieszczając swoje szkarłatne rządy nie podnosząc temperatury
Świat okrył cień nieuniknionej zgrozy i przerażenia
Więc strach rozkazał zniszczyć wszystko co inne i nie do przewidzenia
Bo nie można wolno myśleć według nowego porządku
Ani nawet dla dla Antychrysta odprawiać obrządku
Tylko matka wiedziała, że nadchodzi najczarniejsza ze wszystkich chwil
Więc kobieta zaczęła działać jak nauczył ją ojciec ksenofil
Trzeba odbyć znów podróż do prawd od dawien dawna ukrytych
Musi wrócić i znów przeczytać księgę, którą porzuciła na rzecz przyjemności falistych
Nie potrafiła znaleźć jednego logicznego światopoglądu
Wszystko było zbyt różnorodne i jedynie do jej wglądu
Każda następna strona zaprzeczała poprzedniej
Lecz na każdej można było znaleźć sekret od którego zrobiło jej się bladziej
Dziecko posiadało ukrytą przed widokiem piętę Achillesową
Która była dla dla jego życia rzeczą kresową
Jeśli purpurowa królowa poniesie śmierć
Wszelkie ofiary uciekną z piekła po dniach pięć
Zbawienie nastąpi po wypędzaniu tego stwora w ciemność
I wreszcie powróci do ludzkich domostw błoga intymność
Lecz śmierć jest dla niej niczym krótki sen śmiertelnika
Zamknąć więc ją trzeba w lodowej celi z dala od ulubionego peniska
A Ci którzy pozwoli jej zrodzić to niewinne i niemściwe dziecię
Będą jej eunuchowymi strażnikami mającymi całe dnie na widoku jej cipcię
Pewnej bardzo niespokojnej nocy kobieta wyruszyła w świat
Jej naglącą misją było ludzkie przetrwanie, mimo, iż przed nią był Goliat
Dotarła do jednej z zachodnich spustoszonych i zniszczonych stolic
Właśnie gdzieś tu była ścieżka prowadząca do piekła i diablic
To tam miała śnić wielka i złowieszcza Purpurowa Królowa
Lecz znalazła jedynie otwarty atomowy bunkier, przez który była cała drygliwa
Nad wejściem widniał napis zapisany ludzką krwią
Lecz nie było już odwrotu, zaszła zbyt daleko w krainę bękarcią
Żaden z ludzi nie jest w stanie znieść tych wiecznych bluźnierstw
Których jedynym plonem jest tylko jeden gram dla dobra dilerstw
Byle by być niewolnikiem dziecka i służyć na każde jego skinienie
W morzu łez bardzo łatwo odkryć, że sens ma jedynie cierpienie
Bez pomysłu na nowe postanowienie brnęła dalej
Oby tylko nikt nie zauważył, że chce iść najdalej
Na każde dobre słowo rozprasza wymówione cienie
Czy to już jest zapowiedziane od tysięcy lat jawienie?
To widok tak przerażający, że mrozi dobre i złe dusze
Krzyk opisujący trójsojusze i cios prosto w podbrzusze
Jakieś poruszenie wśród cieni
Wspomnienie tych co niewierni
Dziecko przed nimi otworem stoi
Tak bardzo się lęka, tak bardzo boi
Kobieta pobiegła ku jego ego
Pełnego zachowania atypowego
Zaciętego i szkarłatnego w tej miłości
Ciężko we wszystkim dojrzeć całości
Ich reakcja była zbyt wolna
W naturze wszakże dowolna
Ich gardła przepełniła panika
A rozsądek chyba pozanika
Nie mogli zatamować smugi
Ani zewnętrznej chorej szarugi
Obfitej goryczy i totalnej zemsty
Wymierzonej za tą zdradę angelisty
Pochłonięci potępiającym bólem
Wspominając mordestwo gazem
Świat krwawił oraz powariował
Każdego niewiernego kamieniował
Spojrzeli dziecku w oczy
Paru w nim białkomoczy
Tylko diabła doszywających
Od wizji zbyt odrażających
Zbawienie nastąpi po wypędzaniu tego stwora w ciemność
Śmierć jedynym znakiem, nie ważna już przyszła potomność
Lecz nadal nie było żadnej nadziei
Tylko kłamstwa i świątynie kaznodziei
Matka wiedziała że nie było wyboru
Wie, że dziecko nie stawi jej oporu
Czołgała się po ziemi pokrytej krwią
Każdemu wten czas pewnie łaskę odmówią
Lecz potajemnie wiedziała, że odnalazła
Sposób by wyjść z tej matni i koszmaru zła
Jeszcze kilka sekund miała ścieżka
Między sukcesem i zgubą bezoka
Ludzkość doświadczy szybkość pokłosia
Żadnemu już nie usiądzie dziwka milusia
Śmiertelna konfrontacja
Za serce łapie frekwencja
I ich ogłupiająca ślepota
Dusząca światowa ciasnota
Pora pozbyć się dziecięcych marzeń i pragnień
Okryła się trywialną myślą
Że to raz jeszcze przemyślą
Że dziecko nie zdoła zobaczyć
Że pora z tym życiem kończyć
Przez chwilę stali twarzą w twarz
Tak jak by chciał sobotni nowinkarz
Bez oznak tego co wkrótce się stanie
Bez wiedzy, że jeden z nich niewstanie
Lecz wciąż jej umysł nie chciał się złamać
Tych myśli nie można tak łatwo okłamać
Na na ziemię ciśnie niewinnego Antychrysta
Jakby przekroczył linię wschodni superterrorysta
Uderza mocno, szybko w zdesperowaniu
Ku czci ludzi zza zasłon i ich dyrygowaniu
Zmuszona stać w wątłym oczekiwaniu
Na wieść o zamężnym niedopasowaniu
Gdy strużki krwi płynęły z głowy niewinnego dziecka
Tłumy wstrzymały oddech, cóż za nowina biskupiecka
Komnatę wypełnia wrzask gwałtownej złości
Kler uradowany ze swych pociech i ich uległości
Kobieta padła na ziemię w ciemnym spokoju
Lecz to nie początek światowego pokoju
Jej ślepota ujawnia rodzącą się potęgę
Stworzoną przez boskie ciało i włóczęgę
Która rośnie w niej niczym trujący kwiat
Mający już od narodzin u stóp cały świat
Lecz czas zbyt krótki by podjąć działania
To głęboko ukryty przekaz absorbowania
Nie ma szans na żadne święte wymówki
Teraz pora przygotować się na szturmówki
Wrzucić w szkarłatne płomienie?
Czy to po prostu spore kretynienie?
Kto ma moc gdy dziecię oślepnie?
Kto do piersi przybliży cierpienie?
Nie ma tutaj żadnych piekielnych wrót
Tylko znów głupoty nieszczęsny nawrót
Wymówic te słowa nieświętej zasady, czy
Nie za dużo w tym wszystkim przesady?
Głosy odbijały się dookoła echem
Podsycane gdzieniegdzie śmiechem
Kobieta uśmiechnęła się w uniesieniu
Zamknięta w szczelnym odosobnieniu
Śmiertelne ciało zaczęło zanikać
Grzechy poczęły w cień uciekać
Wkrótce dziecko i matka znikli
Na kolejne z eonów i megacykli
Nie prosiły już o nic
Nie chciały światła
Ani światłej nadziei
Rzucone w ciemność
Zamknięte w R’lyeh
Aż po kraniec życia
I wciąż wewnątrz starej komnaty
Stoi cela z odcieniem złotej ornaty
Znów zapieczętowana dzięki księdze
Przepojona prawdą o duchowej potędze
Dwie dusze uwięzione na wieki
Pragnące niegdyś tylko opieki
Niemogące skrzywdzić motyla
Złapały w końcu swego bakcyla
Dwie dusze które pragnęły świata
Teraz schowane poza zasięgiem
I z dala od żądnych zemsty oczu
Które nie patrzą na własne dzieci
Nie ma drogi by iść czy nauczać
Nie ma szans by drogę wykluczać
Zapewnieniu nadziei ludzkiej rasie
Gdy kupują nagłówki całej prasie
I tak trzymają przed sobą księgę z ludzkiej skóry
Wieżniowie na wzór robotow i niewinnej przysięgi:
Ażeby jedynymi Waszymi plonami
Jakie zbierzecie na nowym świecie
Nie było nigdy zgorzknienie i chaos
Bo nie może ona nigdy obudzić się
I uwolnić ponownie Antychrysta...
potwornie długi tekst, bardziej opowiadanie niż wiersz jak część poprzednia, aczkolwiek nadal świetny
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z tych tekstów, do których trzeba siąść z kilka razy, żeby go w pełni zrozumieć.
OdpowiedzUsuńSama treść budzi moje zaciekawienie, które napędza do czytania, ale też momentami zdumienie? Poczucie dyskomfortu? Zapewne takie było zamierzenie, Autorze. Poetyckość przeplata się z brutalną dosadnością, która nie powiem, dodaje mu smaczku. Długość jest nieco przytłaczająca, ale nie zmienia to faktu, że tekst jest bardzo dobry.
Tekst dla wytrwałych czytelników. Zauważam w nim elementy obecnej rzeczywistości, ukrytej w historycznej oprawie. Bardzo dobry tekst, widać że zajął Ci dużo czasu.
OdpowiedzUsuń