Zostawiając swe status quo niezmiennym od lat
Poczynia się samoistne samobójstwo na sobie
Idąc ulicą widzi się wesołe twarze pełne sympatii
Lecz żadna z nich nie dosięgnie swych marzeń
Jeżeli masz ochotę, wpadnij choć na chwilę
Przytulę Cię i zabiorę wszelki ból i trwogę
Twój okręt choć rozbity o skały, wciąż kapitana ma
Wiesz dobrze, że nie możesz ani chwili dłużej zwlekać
Słyszysz te szepty? To tylko wytwór Twej wyobraźni
Potrafisz się przecież wznieść ponad ten cały motłoch
Nie uciekniesz od swej natury, nie uciekniesz od samotności
Ciemny pokój, cienie jakby poruszające się
Gdzieś tam w głowie cichy przeraźliwy krzyk
Jego siła duża, lecz mało kto ją w pełni wypełni
To za mało, by przezwyciężyć skryte lęki i mary
Czy mogę jeszcze zostać z Tobą choć na chwilę?
Jestem zmęczony, chciałbym przycupnąć obok
Dopiero w nocy w pełni się przez Tobą otworzę
Czy możesz mnie do siebie ponownie przyłączyć?
Nie słyszę już żadnych dźwięków, nie widzę nieba nad nami
Nic tak nie boli mnie, jak kłamstwo ponad wzburzone gwiazdy
Odwracasz zmęczone oczy od swojej prawdziwej tożsamości
Pomyśl raz jeszcze, jak to było niegdyś z nami
Gdy życie przepełniało każdy wspólny poranek
A dzień kończył się gdy oboje tego chcieliśmy
Noc kipiała potem zakrywając całe okna parą
Chciałbym jeszcze zostać na chwilę
Marzę by ponownie się przeturlać
Póki słońce nie majaczy na horyzoncie
Dobrze wiesz, że nie możesz zwlekać
Słyszysz? To ty
Nie? Ależ to Ty
Nie odwracaj się
To na pewno Ty
Jeden z lepszych ostatnio, w "wysoki" sposob piszesz o przyziemnych sprawach
OdpowiedzUsuńTrafiłem tutaj przez zupełny przypadek i trochę mrocznie, ale to dzieło powyżej daje trochę do myślenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i będę zaglądać częściej!